piątek, 31 lipca 2015

Dreszczyk za pensa, czyli Penny Dreadful

Wśród miłośników fantastyki w ciągu ostatnich kilku lat rozkwitła wyraźnie miłość do specyficznego jej nurtu - steampunku. I chociaż pierwszy serial, który biorę tutaj na warsztat nie podchodzi w zasadzie pod steampunk, to jednak na jego powstanie wpłynąć musiała rosnąca fascynacja realiami XIX-wiecznymi, a zwłaszcza ich ciemniejszą stroną.

Każdy z nas słyszał o Drakuli. Potwór Frankensteina to postać, którą większość bez problemu rozpozna. Wielu z nas spotkało się zapewne z Dorianem Grayem i jego portretem. Twórcy Penny Dreadful przypomnieli sobie te klasyki XIX-wiecznej literatury i zadali sobie jedno, brzemienne w skutki pytanie - a gdyby tak zmiksować je w jednym serialu?



Część z nas złapałaby się za głowę i stwierdziła - nidyrydy. Tak wiele wątków i postaci, które już nie raz przenoszono na ekran (a nawet już kiedyś łączono, by wspomnieć chociażby Ligę Niezwykłych Dżentelmenów Stephena Norringtona) - niełatwo jest zamknąć je w jednym ekranowym dziele i nie przesycić widza.
Inni zaś zakrzyknęliby - Łał! - ktoś zabiera się pełna parą za grzebanie w najbardziej mrocznej stronie wiktoriańskiej kultury i od razu zaczyna z "grubej rury", przeprowadzając nam przed oczami korowód znanych i (mniej lub bardziej) lubianych postaci i wątków.
Jaki jest więc efekt końcowy?


Jak na serial przystało, Penny Dreadful ma nad filmowymi adaptacjami XIX-wiecznych powieści tę przewagę, że daje nam wiele więcej godzin rozrywki. A to oznacza, że każdy kto chciałby się zatopić w mrocznych wiktoriańskich klimatach, może przyssać się na amen. Dwa dotychczasowo wyemitowane sezony przeprowadzają nas przez dwa nieco różne interesujące wątki, za każdym razem orbitując wokół grupy głównych bohaterów. Zebrane z rozmaitych wiktoriańskich dzieł motywy są zgrabnie połączone, nie dając widzowi poczucia, że patrzy na sztuczny twór, niedbale zszyty i pękający w szwach. Najbardziej "odstajacym" fabularnie wątkiem jest historia Doriana Graya, miejmy więc nadzieję, że w kolejnych sezonach twórcy postarają się o jego ciaśniejsze związanie z główną osią wydarzeń.
Wśród obsady pierwsze skrzypce gra zdecydowanie Eva Green (pytanie czy ta pani w ogóle może zagrać spokojną rolę tła - wątpię). Jest największą gwiazdą Penny Dreadful - doskonale dopasowana do swojej roli zarówno wizualnie jak i 'energetycznie'. Jedynie scenarzystów możemy winić za to, że jej wątek zostaje niekiedy trochę "przynudzony", co na szczęście zdarza się rzadko. By nie zdradzić zbyt wiele potencjalnym widzom, wspomnę jedynie, że grana przez nią Vanessa Ives to młoda mieszkanka Londynu o pogmatwanej przeszłości, którą nieco za bardzo zaczynają się interesować mroczne siły.
Reszta, zawsze pozostająca nieco w tle, ale i rozwijająca własne wątki, to galeria znanych nam postaci. Zarówno konkretnych bohaterów masowej kultury, takich jak wspomniani Dorian Gray czy Doktor Frankenstein, jak i bohaterów archetypowych - podróżnika i odkrywcy, amerykańskiego rewolwerowca czy tajemniczego lokaja.



Atmosfera XIX-wiecznego Londynu jest w Penny Dreadful ciemna, wilgotna i przytłaczająca, chociaż jednocześnie nie męczy widza. Z ulic skąpanych w niebieskawym świetle co jakiś czas przechodzimy do eleganckich i pozornie ciepłych wnętrz. Bez przerwy jednak towarzyszy nam poczucie grozy i tajemnicy czającej się w ciemnościach. Jak warto dodać, każdy z bohaterów przekona się, że żadnego miejsca nie można nazwać naprawdę bezpiecznym.
Należy jednak zaznaczyć, że Penny Dreadful nie jest serialem "brzydkim", straszącym kubłami krwi, brudem i wszechobecną ohydą. By zrozumieć jego atmosferę wystarczy obejrzeć serialowe intro. Elegancja i tajemniczość miesza się z tym co powszechnie uważane jest za złe lub, mówiąc ogólnie, niesmaczne. I takie też jest całe Penny Dreadful. Mamy więc do czynienia ze specyficzną estetyką, która jednym może sie podobać, a innych odrzucać, ale na pewno jest warta uwagi.

Jeśli miałabym ocenic w skali od 1 do 10 jak bardzo wciągnęłam się w Dom Grozy (poważnie, kto to tłumaczył? moim zdaniem jedynym sensownym wyjściem byłoby pozostawienie tytułu oryginalnego), to dałabym mu uczciwą ósemkę. Często mamy co prawda do czynienia z sytuacją, w której jeden wątek zostaje potraktowany nieco po macoszemu, albo pozostawiony bez znaczących zwrotów akcji, ale wtedy na jego miejsce wskakuje kolejny od którego trudno się oderwać. Postaci jest tak wiele, oraz są tak zróżnicowane, że z pewnością każdy po pewnym czasie będzie miał swoich ulubieńców, których losy będzie śledził ze szczególnym zainteresowaniem. Dodatkowym atutem są wprowadzane raz na jakiś czas odcinki będące retrospekcjami - dzięki nim widz od podszewki poznaje przeszłość i motywacje bohaterów. Zdecydowanie na plus!



Może wyjdę w tym momencie na osobę zacofaną i nie nadążająca za społeczeństwem, ale moim zdaniem dużą wadą serialu jest wciskanie na siłę wątków gejowsko-dżenderowych. Nie twierdzę, że należy na nie spuszczać zawstydzoną zasłonę milczenia, ale nie jestem też zwolenniczką wykorzystywania dowolnych dzieł do wpychania wspomnianych wątków wszędzie i przymusowej edukacji społeczeństwa. Oczywiście wiem, że ta tematyka była obecna w twórczości XIX-wiecznych autorów, ale w Penny Dreadful zostaje wrzucona na siłę i bez większego sensu. Najboleśniejszym przykładem jest obecny w drugim sezonie wątek Doriana Graya i niejakiej Angelique - nie wnoszący do fabuły absolutnie nic poza pompatycznymi przemowami o równości i wyjątkowości (co nieco zalatuje paradoksem).

Co jednak z tytułowym dreszczykiem? Miłośnicy trzymających w napięciu horrorów mogą być rozczarowani. Groza w Penny Dreadful polega na ciągłym poczuciu bycia osaczanym przez zło, na tajemnicy ukrytej w każdym z bohaterów oraz na wspomnianiej ciężkiej atmosferze. Chociaż typowe "jump scares" czasem się pojawiają, to na pewno nie można na ich podstawie zaliczyć Penny Dreadful do zwykłego taniego horroru.



Mogę więc Penny Dreadful polecić każdemu miłośnikowi mrocznej, wiktoriańskiej atmosfery, historii o Drakuli, powieści gotyckich czy też po prostu "czegoś innego" w serialach. Odradzić zaś tym, którzy nie znoszą dobrze mało optymistycznego, "przybrudzonego" klimatu. Sama jednak z niecierpliwością czekam na trzeci sezon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz